fbpx

Wszystkie romanse w moim życiu miały swój początek w marcu. Mniej więcej w tym czasie co roku wpada mi do ucha piosenka, którą będę męczyć przez kolejne dwanaście miesięcy. To nie jest coś, nad czym panuję, na szczęście. Przecież świadomie, w biały dzień, nigdy w życiu nie pozwoliłabym sobie oczekiwać, że stanie się coś dobrego. A jednak, gdy dni stają się coraz dłuższe, bez przerwy przyłapuję się na tej myśli, że już niedługo na przerwach będziemy wychodzić na pole (sic!).

Kiedyś myślałam, że najbardziej na świecie lubię, gdy jest lato. Potem przerzuciłam się na pogląd, że najwspanialszą porą roku jest zawsze ta, która właśnie się zaczyna. W ostatnich kilku latach z kolei coraz bardziej wkurzało mnie, że dzień, w którym jedna pora roku ustępuje drugiej, umyka mojej uwadze.

Wszyscy wiemy, co się dzieje teraz na świecie. Większość z nas, w tym ja, doświadcza jednocześnie stanu dziwacznego otępienia wynikającego z faktu, że chociaż doskonale wiem, co się dzieje, to ani w ząb nie rozumiem, co się dzieje. Okropnie dawno już nie funkcjonowałam aż tak bardzo z dnia na dzień jak teraz. Starając się trzymać skrajne emocje na wodzy, dryfuję trochę bezwiednie między poczuciem obowiązku ciągłego doinformowywania się i troskliwym odruchem dozowania sobie tych informacji.

To może dla kogoś bezczelnie trywialny gest, ale tak się złożyło, że tuż przed ogłoszeniem obecnego stanu wyjątkowości, zamówiłam dla siebie dwie letnie, przepiękne, soczyste, pękające wręcz od owocowej dojrzałości sukienki. Od kilku dni czekam na przesyłkę i nikomu się z tego nie zwierzałam, bo przecież sama słyszę, jak to brzmi, ale te letnie sukienki są dla mnie magicznym manifestem wiary w to, że wszystko będzie dobrze. Że będę miała powód, by je założyć.

PS Przypomnijmy sobie jeszcze szybko, co o letnich sukienkach ma do powiedzenia Barney Stinson…

Ściskam Was wszystkich, którzy dzisiaj na rozmaite sposoby przechodzicie ten koszmar i boicie się głośniej pomyśleć o planach na jesień. Trzymajcie się zdrowo i spokojnie.

~K. 

Proponowane teksty