Sierpień

Bardzo chcę i bardzo nie chcę, żeby ten sierpień się już skończył. 

Czekam ogromnie na koniec lata, śnią mi się chłodniejsze dni i mam, jak co roku o tej porze, tę fantazję, że zmiana pogody ostudzi moje wszystkie pożary. I jednocześnie boję się ogromnie tego samego – końca lata. Bo koniec lata to zawsze zła wiadomość.

Najpierw był czerwiec. Składał się z nadziei, powrotów, piosenek, rabarbaru pod kruszonką, szarlotki, rozmów do późna i balkonu. W czerwcu wszystko drżało i miałam poczucie, że od tego drżenia zależy czyjeś życie. Może moje? Może moje, ale może jakiegoś ptaka albo chrząszcza. Potem lipiec. Miesiąc jak wiadomość w butelce, nie zdążyłam przeczytać, zanim spadła na dno oceanu. Przez chwilę zgasło mi światło (to dlatego, że połknęłam sopel). Ale ocean w lipcu też był. I wycieczki i sukienki, i dużo filmów w chłodnym kinie. Miesiąc jak lody na obiad. Miesiąc jakby pociąg odjechał.

A teraz to, czyli wszystko. Miesiąc prawdy i miesiąc wielkiej golizny. Miesiąc, że Rzeczy Się Okazują. Miesiąc, w którym padają z naszych ust słowa, których nie znaliśmy wcześniej znaczenia. I w którym piszemy na klawiaturze telefonu zdania, które zamieszkiwały dotąd niebyt. Uczymy się pomalutku, ile sekund jest w godzinie. Jakie litery ma polski alfabet. I jak z nich składać wyrazy, żeby znaczyły to, co chcemy. Nie – na pewno nie to, co chcemy. To, co muszą znaczyć po prostu. Może to jest właśnie w tym miesiącu najtrudniejsze – muszenie.

Więc pojawia się ta myśl, żeby pozwolić sobie spać aż do września. Wcisnąć przycisk przyspieszenia jak w audiobooku i wrócić do normalnego tempa za jakiś czas. Ale to by znaczyło wiele rzeczy, a wśród nich – błyskawiczny koniec lata. 

A koniec lata to zawsze zła wiadomość. 


ilustracja: AI, na moją uprzejmą prośbę

Inne teksty