Wszystko przez to, ?e ?le zaczynam. Nie potrafi? dobrze zacz?? weekendu. Wiem tak ogólnie, ?e nie potrafi?, ale ci?gle jeszcze nie namierzy?am tego punktu krytycznego, tego momentu w tygodniu, który decyduje o tym, ?e w?a?nie ?le zacz??am weekend. Czasami my?l?, ?e to dlatego, ?e w czwartek po po?udniu nie ugotowa?am obiadu na dwa dni. Gdybym ugotowa?a obiad na dwa dni ju? w czwartek, nie musia?abym wst?powa? g?odna do Carrefour Express w drodze z pi?tkowego wyk?adu o kinie dokumentalnym do domu. Gdybym wróci?a z wyk?adu prosto do domu, odgrza?a obiad, który przygotowa?am roztropnie ju? w czwartek, nie musia?abym niecierpliwie je?? na obiad kanapek z chlebem pakowanym w takie plastikowe prostok?tne paczki. Zawsze kiedy jem na obiad kanapki z chleba pakowanego w gotowe kromki do tych paczek, czuj? si? jak oferma. Oferma to osoba pomi?dzy dwudziestym a dwudziestym pi?tym rokiem ?ycia, która na obiad je kanapki – to jest obowi?zuj?ca definicja, mo?ecie sprawdzi? w s?owniku wyrazów obcych.
Po tych kanapkach na obiad mój wagonik jedzie ju? w dó? zupe?nie sam, nie musz? mu w tym pomaga?. Czuj? si? ju? jak oferma i jestem gotowa na wi?cej. Skoro spieprzy?am spraw? z obiadem, nie mam ju? nic do stracenia. Skoro jestem s?ownikow? oferm?, to mog? równie dobrze by? osob?, która przez pi?? godzin pod rz?d ogl?da stare odcinki M jak mi?o??, no bo w sumie to czemu nie. Nie sprawia mi to nawet jakiej? strasznej frajdy to ca?e ogl?danie. Po prostu tak sobie wymy?li?am, ?e teraz b?d? tak? osob?, co ogl?da przez pó? pi?tku stare odcinki M jak mi?o??.
Przestaj? ogl?da?, kiedy oczy same zaczynaj? mi si? zamyka?. Zazwyczaj jest to ju? ?rodek nocy. Si?gam po telefon i w??czam songs to sing in the shower. Nuc?, ?e she’ll make you take your clothes off and go dancing in the rain i czekam, a? strumie? wody zrobi si? bardzo bardzo ciep?y. Resztkami si? myj? z?by i zak?adam szyn? korekcyjn? na noc. Bam, jestem ju? w ?ó?ku. Zamykam oczy i jest mi bardzo przykro. Czuj? si? tak, jakbym patrzy?a z boku na siebie sam? w tym smutnym rozmem?aniu. Oj, dziewczyno, co z ciebie wyro?nie. Jest mi siebie ?al i troch? chce mi si? p?aka?. Zasypiam, my?l?c o domu dziadków i tym, jak to b?dzie z tym weselem w czerwcu.
Budz? si? za pó?no. W mojej czaszce co? jakby r?bie. Czuj? sucho?? na ustach, których nie chcia?o mi si? wczoraj posmarowa? pomadk?. Cera na policzkach jest ?ci?gni?ta i jakby o dziesi?? lat bardziej zrezygnowana. Próbuj? my?le?, ?e najwyra?niej tak musi wygl?da? m?odo??, ale nie wierz? temu g?osowi w mojej g?owie i ch?tniej jednak przyznam si? przed sob?, ?e nie jestem dobra w robieniu sobót z pi?tków.
Parz? kaw? i my?l? o tym, jak dobrze by?oby zaparzy? j? dla kogo? innego ni? ja sama. Zapalam w mieszkaniu papierosa, celebruj?c swoj? wszechstronn? wolno?? i mi nie smakuje. Zdejmuj? gór? od pi?amy, zak?adam stanik i reszt? dnia sp?dzam ubrana tylko w niego i spodnie od pi?amy, bo na wi?cej schludno?ci nie starcza mi dzisiaj ochoty. Oko?o po?udnia po raz pierwszy my?l? o tym, czy do niego dzisiaj napisa?. To jest jednostronna bezpieczna gra. Poziom trudno?ci gdzie? na wysoko?ci wzrostu przeci?tnego trzylatka. Je?li napisz?, on odpisze. Ale je?li si? w ogóle nie odezw?, nikt tej ciszy nie dostrze?e. To troch? dziwne, te rozmowy „na boku”. Rozmowy pe?ne uprzejmo?ci, które nic nigdy nie zmieni?. Ile razy s?ysza?am od kole?anek: „ach, ?eby on sobie tylko czego? nie pomy?la?”. A teraz modl? si?, sp?ukuj?c tego niesmacznego papierosa w toalecie, modl? si?, ?eby on wreszcie sobie to co? pomy?la?. ?eby wreszcie na to wpad?. ?eby doda? do siebie cyfry i podzieli? je przez nas dwoje, tak, ?eby dla ka?dego wystarczy?o.
Jest grudzie? i jest mi zimno. Dzisiaj nie wychodz? z mieszkania. Jutro wyjd?, ale jutro to co innego. Jutro jest niedziela, a w niedziel? ?yje si? ?atwiej. Nigdy nie rozumia?am tych wszystkich ?artów i narzeka? na temat poniedzia?ków. Moim zdaniem prawdziw? zmor? tygodnia, prawdziwym survivalem i obozem skautów pod chmurk? jest sobota. Sobota to s? oczekiwania, sobota to jest odpowiedzialno??, sobota to jest krzyk z mi?dzy ?eber: no, teraz wreszcie mo?esz zrobi? wszystko. No zrób wreszcie to ca?e wszystko, na co czekasz? Sobota to najlepszy dzie? na zrobienie wszystkiego. Tylko ?e w sobot? to mnie si? akurat nie chce robi? nic.
No dobra, ?artowa?am z tym nie wychodzeniem z domu. Z ulg? witam zmierzch a potem wieczór. Jest okazja, ?eby umy? i wysuszy? w?osy. Bardzo lubi? suszy? w?osy przed wieczornym wyj?ciem. Pachn?ca i wykonturowana wychodz? z domu i Bóg jeden raczy wiedzie?, co si? dzieje potem. Wracam do domu tu? przed pierwsz?, z?apa?am ostatnie metro. Lekko kr?ci mi si? w g?owie, tak przyjemnie. Jeszcze w metrze w??czy?am muzyk? w s?uchawkach. Co? o mi?o?ci, o t?sknocie – to s? tematy, którymi karmi si? pijana g?owa. Wysiadam, schodki, klucz w zamku. Wchodz?c na pi?tro, namierzam w g?owie wspomnienie pierwszej mi?o?ci. To wszystko jest takie znajome. Szcz?kni?cie zamka (trzeba wreszcie zadzwoni? do w?a?ciciela w sprawie wymiany), ?wiat?o w przedpokoju, buty na wycieraczce. Pij? gotowan? wod?, do której wciskam cytryn?. ?apczywie, dwie szklanki jedna po drugiej, duszkiem. Dobrze. Prysznic, podczas którego ?wiadomo?? gibie si? na boki. Demakija? (wodoodporny tusz do rz?s nie chce zej?? nawet pocierany oliwk?), du?o kremu na twarz, serum pod oczy.
K?ad?c si? spa?, uk?adam list? spraw do za?atwienia nast?pnego dnia. ?niadanie, zakupy spo?ywcze, referat o teorii ba?ni. Ostatni rzut oka na telefon. Odczytanonieodpisano. Jasne. Instagram: kim do cholery jest christheenglishteacher i dlaczego zacz?? mnie obserwowa?? Z g?ow? pe?n? krety?skich pyta? – zasypiam.