Na Moście Gdańskim ktoś napisał: DUPA.
A trzeba wiedzieć, że to nie jest nic łatwego wspiąć się na zewnętrzną stronę mostu, utrzymać równowagę, nie spaść i się nie zabić. A co dopiero utrzymać się tam na górze i siedząc okrakiem (tak to sobie wyobrażam, rura wygląda mi na dosyć śliską), wysprejować napis. Można by pomyśleć, że człowiek, który porwał się na cały ten wysiłek, dosięgnął niedosięgalnego, czułby presję pozostawienia po sobie czegoś wzniosłego, niepowtarzalnego znaku własnej obecności na tym szczycie marzeń, ewentualnie: pamiątki sobotniej nocy.
Człowiek pretensjonalnie wykształcony mógłby wykorzystać tę okazję do przypomnienia szerszej publiczności nazwiska niesłusznie zapomnianego filozofa. Pochwalić się znajomością słownika presokratyków w pisowni oryginalnej. Zostawić sobie tylko znany szyfr, który karmiłby naukowe ego i budził uśmiech zadowolenia. Wreszcie – byłby sposobem na podryw. A właśnie: podryw! Jakież to doskonałe miejsce na wyznanie miłości, wykaligrafowanie kochanego imienia, daty pierwszej randki, pytania: WYJDZIESZ ZA MNIE?!.
Zresztą wszystko to, o czym mówię, już dawno zostało po stokroć wymyślone i wysprejowane. Wszystkie warszawskie mosty pękają już od imion i pozdrowień, od wyznań dozgonnej miłości do kobiet, mężczyzn, dzieci i klubów sportowych. Jakby tego było mało, biedny szkielet mostu musi dźwigać nie tylko pamiątki chwil uniesienia, pieczęcie radości i życzenia wszystkiego najlepszego. Zmęczone ramiona uginają się od złamanych serc i kilogramów żalu. MARTA TY DZIWKO – człowiek czyta i serce się kroi.
Gwoli ścisłości, sentencji łacińskich i nazwisk filozofów wciąż na moście brakuje, ale gdzieniegdzie zdarzy się hasło bardziej intrygujące, dające do myślenia, jak to, może stanowcze a może rozpaczliwe, pytanie: GDZIE JEST OLA?. Od miesięcy martwię się o to, gdzie do cholery jest teraz Ola.
*
Po moim osiedlu od miesięcy ktoś chodzi i sprejuje na blokowej elewacji zielone, wielkoformatowe i odręczne hasło: STOP PODATKOM. Podczas spacerów z psami, mimowolnie podążam za tymi znakami, naliczywszy ich dotychczas cztery, wszystkie w ramach jednego osiedla, ale w rozsądnych odległościach od siebie. Mając za sobą epizod pracy zawodowej na stanowisku “copywriterka”, muszę przyznać, że szkodnik psujący nam osiedle wzbudza we mnie pewien szacunek. Prostota przekazu, jasne postulaty, spójna identyfikacja wizualna – bardzo dobry fundament marki osobistej. Co tu dużo gadać, ten człowiek wie, czego chce i po co tu przyszedł. Nie rozpisuje się, nie ulega pokusie przepychu, bierze dla siebie tyle miejsca, ile potrzebuje i robi z nim to, co mu się podoba.
Dodatkowo, w tych dwóch słowach rozrzuconych po zakamarkach osiedla, kryje się dosyć solidny ludzki dramat. Strach pomyśleć, co się wydarzyło w życiu tego człowieka, że tak znienawidził podatki. I drugi strach, że mogłoby się w czyimś życiu zająć miejsce tych podatków i zostać “bohaterem” osiedla, obiektem ostrzału amunicji z zielonych słów. I trzeci strach, co to będzie, jak wszyscy zaczną w ten sposób załatwiać swoje osobiste sprawy.
*
Mógł napisać wszystko, ale napisał: DUPA.
Wymyśliłam sobie kiedyś, że definicją luksusu jest hasło: “mogę, ale nie chcę”. Przez to autor fresku na Moście Gdańskim wzbudza we mnie trochę sympatii swoją nonszalancką, bezinteresowną postawą. Tam, gdzie wielu dałoby wyraz czegoś ważnego, osobistego, on machnął od niechcenia najprostsze z prostych słów.
Wymyśliłam sobie kiedyś również, że ludzie są jak liczby. W tym znaczeniu, że moja wartość liczbowa dodana do Twojej wartości liczbowej zawsze da ten sam wynik. Niezależnie od tego, w jakich okolicznościach, na jakim etapie życia, w jakim humorze na siebie trafimy, nasze spotkanie zawsze skończyłoby się tak samo. Wówczas nie miałam pojęcia ani o logikach wielowartościowych, ani o tym, jak na eksperymenty chemiczne działają warunki zewnętrzne, choćby temperatura, ani o tym, że ludzie naprawdę mocno się zmieniają po tym, jak już skończą liceum. Ale nie zdążyłam jeszcze od tego czasu zmądrzeć na tyle, żeby zupełnie przestać ufać metaforom. I tak, niemal płynnie od teorii liczb, przeszłam do teorii haseł, według której człowieka otwiera się odpowiednio dobranym zestawem słów.
Przykro mi, jeśli to, co piszę, do Ciebie nie trafia – najwyraźniej nie znam Twojego hasła. Z drugiej strony, kto wie, jakie drzwi udało się w końcu otworzyć panu z mojego osiedla albo temu śmiałkowi, który z sobie tylko znanych powodów, musiał podać światu to jedno hasło: DUPA?
~K.
Photo by Jessicah Hast on Unsplash