Zburzono budynek, pod którym pierwszy raz się całowałam. Pierwszy raz w ogóle i potem jeszcze pierwszy raz z kimś.
Widziałam go z okna, przez wiele lat codziennie. To była rudera z nieuporządkowanym stanem prawnym, długo to trwało, zanim deweloperowi udało się kupić tę działkę. Burzenie zajęło kilka dni, ale i tak zaskoczyło mnie, jak szybko może to się stać. Jednego dnia, idąc na przystanek, minęłam buldożery. Drugiego, widok z okna zmienił się w żwirowe podwórko. To była rudera, ale naprawdę trudno było mi patrzeć, jak się wali.
Gdy wyprowadzałam się z jednego z miejsc, w którym spędziłam kilka ważnych lat, serce miałam w maleńkich kawałkach. Musiałam zapakować je w foliowy woreczek, żeby nie zgubić tych drobiazgów. Gdy kilka miesięcy później przejeżdżając przez tamtą okolicę tramwajem, zobaczyłam, że zamknęło się jedno z miejsc, w których razem jadaliśmy, widziałam w tym jakąś sprawiedliwość. Coś jednak zniknęło stamtąd razem ze mną. Jakby budka z azjatyckim jedzeniem stanęła po mojej stronie.
Przypominam sobie ostatnio serial o detektywie Monku. Uwielbiałam go w dzieciństwie, a niedawno znów zobaczyłam Tony’ego Shalhouba w „The Marveleous Mrs. Maisel” i zatęskniłam za nim. Pielęgniarka w jednym z odcinków pyta Monka: nie lubisz zmian? „Lubię, ale nie lubię patrzeć, jak zachodzą”.
Odwiedzam kosmetyczkę na tym samym osiedlu, na którym chodziłam do przedszkola. Budynek wciąż stoi na przeciwko starego solarium. „Solarium” – jestem pewna, że właśnie stamtąd znam to słowo, musiałam więc mieć niespełna pięć lat, gdy mojemu umysłowi objawiła mi się koncepcja solarium. Śmieszne. Czemu taką rozkosz sprawia mi dzisiaj patrzenie na ten szyld? Złote litery, brązowe tło, rysunek słońca, wszystko już bardzo wytarte, ale obietnica wciąż czytelna.
Solarium i przedszkole stoją tam, gdzie je porzuciłam, na swoim miejscu. Podobnie jak dom, w którym mieszkała moja pierwsza koleżanka (chociaż jej rodzina wyprowadziła się już dawno). Warzywniak, salon kosmetyczny, sąsiad na rogu z ładnym ogrodem. Ale ostatnio zburzono budynek, pod którym pierwszy raz się całowałam. Pierwszy raz w ogóle i potem jeszcze pierwszy raz z kimś.
Tata, po śmierci swojej matki: teraz bardziej niż to, że ktoś umiera, dziwi mnie to, że on żyje.
*ilustracja: m kasahara via flickr