fbpx

Kraków, Warszawa, Kielce. Czasami nawet Zakopane. Wszystko jedno, który to rok. Nieważne, co to za dzień, nieważne, jaka okazja. Najpierw mam kilka, później kilkanaście, w końcu dwadzieścia kilka lat. Zmieniają się pory roku, zmienia się moja waga i wzrost, zmieniają się chłopcy, których przyprowadzam do domu. Nie zmienia się tylko jedno. Jedno jedyne pytanie. „Mamo, czy masz pożyczyć jakieś rajstopy?!”.

Widziałam kiedyś fotografię pierwszej strony pewnej książki. Niezgrabne odręczne pismo układało się w dedykację. „Nie jest łatwo napisać coś własnej matce – Marek Hłasko”. Nie jest łatwo napisać coś własnej matce, o wiele łatwiej jest coś napisać własnemu ojcu. Ojciec to figura niejednoznaczna, kontrowersyjna, wewnętrznie sprzeczna. Ojciec to bohater anegdot, w którego definicję wpisana jest z góry niedoskonałość. Ojca kocha się za jego wady. Za jego ramię łapie się w dniu ślubu. Za jego pieniądze kupuje się sukienki.

Z mamą jest inaczej. Do mamy trudniej przylepia mi się słowa i muszę uważać, żeby niechcący którymś z nich nie zrobić jej krzywdy. Moja własna matka jest najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałam. Jest wręcz niesprawiedliwie piękna. Tylko jak ja mam to napisać?

Mama to głośne tupanie, kiedy idzie po schodach i chce pokazać tacie, że jest na niego zła. Mama to tłumek wpatrzonych w nią od zawsze kolegów, którzy już dawno krótkie spodnie zamienili na aktówki, ale dalej ślinią się na jej widok jak szczeniaki. Mama to wewnętrzna dyscyplina, czarny strój do hapkido i kasza jaglana gotowana na więcej sposobów niż jest smaków oreo za granicą. Mama to stukot szpilek, wiecznie dzwoniący telefon i dźwięk klikania klawiatury komputera długo po północy. Mama to bezgraniczna, bezwarunkowa, bezkonkurencyjna, napierdalająca w piersiach z siłą Sokoła Milenium miłość.

Ja wiem, że wielkie słowa kuszą. Wiem to i widzę je, wychylające się z kątów pokoju, łypiące na mnie błyszczącymi jak diody oczami. Wiem, że mogłabym napisać ckliwy, pełen podziękowań list, dzięki któremu kobiety i dzieci zanosiłyby się płaczem, a mężczyźni udawali, że to tylko katar. List, po którym do mojej mamy dzwoniłyby koleżanki: „ależ ty masz kochaną córkę”. Ale na szczęście wiem też, że mojej własnej mamie powiem dużo więcej, pisząc tylko tyle.

Kupowanie butów nie miałoby najmniejszego sensu, gdybym nie mogła natychmiast wysłać do Ciebie zdjęcia nowej pary z podpisem: „i jak?????”. A wiesz, że miłość do butów mam po Tobie.

Kocham Cię, Mamo,
K.

Proponowane teksty