Moja Warszawa

Mia?am pi?? lat. Tata zabra? mnie i mojego brata na wyst?p Davida Copperfielda w Pa?acu Kultury. By?o super, bo pierwszy raz jecha?am wtedy metrem i min??am na ulicy prawdziwego Tomasza Kammela. Moje wycieczki do Warszawy nie by?y ju? nigdy potem a? tak zachwycaj?ce. W czasach liceum czasami je?dzi?am w weekendy do warszawskich teatrów, ale tamte, najcz??ciej samotne, podró?e poci?gami kojarz? mi si? dzisiaj przede wszystkim z ogromnym stresem, od?wie?aniem co dwie minuty mapy google i obsesyjnymi my?lami: „je?li spektakl sko?czy si? za pó? godziny, to zd??? jeszcze na dzienny autobus… ok, teraz je?li sko?czy si? za pi?tna?cie minut, to szybko wstaj?, id? do szatni pierwsza i biegn?… kurde, kurde, kurde, czy dwadzie?cia z?otych wystarczy mi na taksówk? w tym pieprzonym mie?cie?!”. C’est la vie.

Warszawa by?a te? zawsze obowi?zkowym przystankiem w drodze z Krakowa nad morze. Jakim? cudem za ka?dym razem trafia?a nam si? brzydka pogoda, ale szczerze mówi?c mia?am to w nosie, bo i tak interesowa?y mnie przede wszystkim Z?ote Tarasy i „sklepy, których naprawd? nie ma w Krakowie, mamo!”. Przez dwadzie?cia pierwszych lat mojego ?ycia Warszawa by?a dla mnie przede wszystkim miastem, w którym s? teatry ze znanymi aktorami i Z?ote Tarasy. No i Tomasz Kammel w metrze, rzecz jasna.

W starych piosenkach dziewczynki gubi?y wianki. Ja zgubi?am wtedy skarpetk?. Jedn?, tak? przed kostk?, w szaro-czarn? panterk? z ha-end-em-owego trójpaku. Bose stopy wsun??am w cienkie botki i pobieg?am, jako? tak uwa?aj?c, ?e w takiej chwili powinno si? raczej biec. Nast?pnego wieczora, spaceruj?c moim ulubionym „Judyta, kocham ci?!” mostem, zanurkowa?am d?oni? w kiesze? jaskraworó?owego p?aszcza, który strasznie szybko si? potem zmechaci?, i znalaz?am t? drug?, bli?niaczk? zgubionej. By?o mi troch? smutno, wieczór by? troch? ?adny. Wi?c wrzuci?am t? skarpetk? do Wis?y, bo ju? jej nie chcia?am d?u?ej mie?. Przecie? nie dzieli si? wianków na pó?.

Zaraz po moich dwudziestych urodzinach wyjecha?am do Warszawy na studia. Pierwszy rok mieszkania w tym mie?cie to smak serka ?mietankowego Delicate z Biedronki na bu?ce z krzy?ykiem. I p?acz. Du?o p?aczu. Do dzisiaj si? zastanawiam, czy ten p?acz na co? si? zda?. Chcia?oby si? pomy?le?, ?e trudne pocz?tki s? potrzebne, ?e dzi?ki takim do?wiadczeniom ro?nie si? w si??, a po latach mo?na wspomina? ten dwudziestoletni survival z sentymentem. Mo?e jeszcze kiedy? tak pomy?l?, ale dzisiaj jestem bardziej w klimacie „nie wiem”. Naprawd? nie wiem, czy by?o warto tak p?aka?.

Przez pierwsze dwa lata my?la?am, ?e mieszkam na Ochocie, ale tak naprawd? mieszka?am na Woli (a mo?e to by?o ju? ?ródmie?cie?). Pod blokiem mia?am Biedronk?, drug? lini? metra i zak?ad fryzjerski, do którego wpad?am kiedy? zupe?nie zdesperowana tu? przed weekendem majowym, b?agaj?c o sensowne ci?cie. Kamil do dzisiaj ma monopol na zajmowanie si? moimi w?osami, chocia? od naszego pierwszego spotkania min??y cztery lata i cztery ró?ne salony.

Dawno, dawno temu us?ysza?am od mojej siostry ciotecznej, ?e Mokotów to jest taka dzielnica w Warszawie. Wtedy to s?owo skojarzy?o mi si? od razu z czym? szalenie poci?gaj?cym, z jakim? niesamowitym miejscem, które jest strasznie daleko. Jeszcze d?ugo potem, kiedy s?ysza?am od kogo? zdanie: „mieszkam na Mokotowie”, mimowolnie kiwa?am z uznaniem g?ow?, my?l?c sobie: oho, to jest cz?owiek, który wie, co jest co.

Dzisiaj brodz? z moj? Dumk? w li?ciach zwiastuj?cych pierwszy dzie? mojej pierwszej jesieni na Mokotowie. Kiedy? pisa?am, ?e mi?o?? mo?na us?ysze? ju? w d?wi?ku jego imienia. W ten sam sposób mo?na rozpozna? te? dom. To b?dzie pi?kna jesie?.

~ K.
Fot. Micha? Turlewicz / portfolio

Inne teksty