fbpx

Żałoba po Scarlett

Jest taka scena w „Przeminęło z wiatrem”. Scarlett oparta o parapet, wygląda przez okno na uliczkę Atlanty. Jest ubrana cała na czarno, w żałobie po pierwszym mężu. Patrzy na dziewczęta, które flirtują pod jej domem z młodymi oficerami. Patrzy i nie może uwierzyć, że jeszcze rozdział wcześniej to ona flirtowała z młodymi oficerami pod czyimś oknem.

Pamiętam, jak wróciłam do domu po swojej studniówce, na której szalałam jak głupia dzikuska. Sukienkę miałam gotową sześć miesięcy wcześniej. Makijaż próbowałam przed lustrem wielokrotnie przed tym jednym jedynym wieczorem. Zatańczyłam poloneza w pierwszej parze, skakałam na jednej nodze dookoła Mickiewicza. Tego dnia, pamiętam to wyraźnie, kładłam się spać ze łzami. Płakałam, bo byłam przekonana, że teraz już nic więcej mnie w życiu nie czeka.

Poszliśmy z Michałem na spotkanie z jego znajomymi. To był ważny dzień, bo jeden z kolegów miał przedstawić nam dziewczynę, z którą zaczął się spotykać. Spotkanie jak spotkanie, zjedliśmy burgery na trawie. Ale ja wzroku nie mogłam oderwać od tego jednego kolegi, który w palcach wciąż obracał gumkę do włosów tamtej dziewczyny. Widziałam w życiu ludzi, którzy trzymali w dłoni różaniec. Robili to z mniejszą troską.

– Dlaczego pani zawsze ubiera się na czarno? 
– To żałoba po moim życiu

Nie chodzi tylko o to, że jestem niezadowolona. Chodzi bardziej o to, że jestem rozczarowana. Że w każdej minucie mojego dnia czuję poczucie winy za dni poprzednie. Że jakimś cudem jestem w permanentnej żałobie po moim życiu, które jednocześnie sobie trwa.

Mamo, zrób mi kanapkę. Tato, zawieź mnie do szkoły. Babciu, bądź dziesięć lat młodsza i pilnuj, żebym się nie garbiła. Bo ja dzisiaj uroczyście przysięgam: nigdy później nie było już bezpiecznie.

~ K.

Ilustracja: “Przeminęło z wiatrem” (1939), reż. Victor Fleming

Proponowane teksty