fbpx
Legenda głosi, że istnieje gdzieś jeszcze jeden człowiek, który nie powiedział nigdy o Nowej Prowincji per “to jest takie moje miejsce”… Nie wiem, jak to jest zorganizowane, że wszyscy  doskonale znają ten adres, wszyscy go sobie polecają, absolutnie każda bliska mi osoba ma jakieś łzawe wspomnienie z nim związane, wiecznie jest tam tłok i znalezienie wolnego miejsca po dziewiętnastej graniczy z cudem… A jednak: nigdy nie zdarzyło mi się wpaść tam spontanicznie na żadną znajomą twarz. A jednak: jeśli mam tremę przed czyjąś obecnością, znajduję w tym miejscu okruchy otuchy. A jednak: gdybym kiedykolwiek wybierała się na melodramatyczne spotkanie po latach, to zawsze tam.
*
Wiele jest rzeczy, które mnie wkurzają. Ale gdy próbuję ubrać je w jakiś rodzaj skodyfikowanej listy, to zawsze jako pierwsza przychodzi mi do głowy kategoria: ludzie, którzy przyjechali do Krakowa na studia i mówią o sobie, że z Krakowa. Oczywiście, wychodzę teraz na potworną osobę (albo: wychodzi ze mnie prawdziwa krakowska potworność?). A jednak uważam, że nie jesteś tak naprawdę z Krakowa, jeśli Twoim strojem “galowym” w przedszkolu nie był ludowy strój krakowski. Dla mnie zupełną normalnością przez lata było, że z okazji Dnia Matki czy Dziadka wiersze recytowało się w gorsecie po mamie i w kwiecistej spódnicy szytej na maszynie przez krnąbrną babcię Dankę, która w języku czynnym do końca życia miała słowo “Grzegórzki”. Gdyby jednak krakowskość człowieka miała podlegać obiektywnemu pomiarowi, zaproponowałabym turniej wiedzy na temat szlagieru Krakowiaczek jeden miał koników siedem... Niezależnie od tego, ile wydaje ci się, że ta piosenka ma zwrotek  ona ma ich więcej.
*
Bardzo lubię film Nieulotne Jacka Borcucha, którego cudowna historia rozgrywa się częściowo gdzieś w Hiszpanii, częściowo w Krakowie. Ale w jakim Krakowie! W szarym, nowohuckim, bezimiennym Krakowie, który Wawel czy Planty widuje tylko, gdy musi, ale bardzo mu się nie chce. Scena na osiedlu, scena pod AWF-em, scena na przystanku autobusowym. Nie chodzi o to, że sceneria jest brzydka czy przekłamana, ale że Kraków Borcucha o wiele bardziej przypomina mi moje rodzinne miasto niż jakikolwiek inny film z irytującym oddechem Smoka Wawelskiego na plecach.
*
Przy okazji chciałabym odnieść się do pewnych plotek:
tak, w Warszawie podryw na: “jestem z Krakowa” to najłatwiejsza rzecz na świecie.
~K.
Fot. Michał Turlewicz

Tekst powstał dzięki stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego “Kultura w sieci 2020” w kategorii: literatura. 
 
 

Przeczytaj też:
Moja Warszawa 

Proponowane teksty